środa, 18 września 2013

the voice of poland

Witajcie :) Wrzesień, wrzesień... nudny? przygnębiający? Nic bardziej mylnego! 
Pod koniec wakacji moje życie odrobinę zwolniło, fakt, potrzebowałam tego, ale bez nowych wrażeń żyć nie potrafię. Wrzesień nie zawiódł. 
Zaczęłam klasę maturalną. Od pierwszego dnia nauczyciele postanowili pokazywać, jak to będzie ciężko. Będzie, zdaję sobie z tego sprawę. Szczególnie, że wybrałam sobie takie a nie inne przedmioty na maturę i jestem w takiej a nie innej klasie. Już odczuwam brak czasu dla siebie, a co dopiero będzie za miesiąc, dwa, przed majem? Nie wyobrażam sobie tego. Przychodzą chwile, gdy mam już teraz ochotę powiedzieć 'Okej, dziękuję, walę to, matura to bzdura', ale za chwilę zdaję sobie sprawę, ile walczyłam, by być tu, gdzie jestem. Poczynając od robienia wszystkiego, by znaleźć się w tym liceum, poprzez mękę nad  kolejnymi zadaniami, zarwane noce, nerwy, wyczerpanie... nie ma mowy o poddaniu się! Do maja jest mało czasu, można się przemęczyć. Oby tylko wyniki matury były zadowalające. Ale na to trzeba zapracować. Uh. W szkole? Nic się nie zmieniło. Dalej ta sama klasa, ten sam budynek, może jedynie książki są nowe. Swoją drogą, to mega dziwne, że jakiś czas temu pierwszy raz stanęłam w drzwiach tej szkoły, a już za parę chwil będę z niej wychodzić. Nie jestem chyba jeszcze na to gotowa. Siedzi we mnie dziecko, a wszystko, co nadchodzi, jest takie nierealne. Rodzice chcą, żebym w wakacje pojechała do pracy, później wyjadę na studia (daj Boże), czy to wszystko nie dzieje się za szybko? 
Ale, ale, wrzesień nie mija mi tylko pod znakiem szkoły. Jeszcze przed zakończeniem wakacji dowiedziałam się, że czeka mnie wycieczka do Warszawy. Na początku się wahałam. Gdy myślałam, że zapisy są już skończone, pojawiła się informacja, że The Voice of Poland dalej szuka osób na widownię. I to był mój impuls do działania. Przedstawiłam pomysł rodzicom i tutaj pojawił się problem. Chyba oszalałaś, Wiesz, jak daleko jest do Warszawy?, Przecież wtedy już będzie szkoła!, I ty chcesz tam sama jechać? - pytania, wątpliwości... rozmawiałam z nimi 2 dni. Uparcie powtarzałam swoje argumenty, bo ciągle widziałam iskrę nadziei. W końcu, zgodzili się. Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam. Nie widziałam szans na jesienną trasę Afromental (mój ulubiony zespół baj de łej, będzie o nich dużo, przygotujcie się na to) i dlatego wiedziałam, że to jedna z ostatnich szans, żeby w najbliższym czasie zobaczyć chociaż te 2/7 zespołu. Poza tym, uwielbiam ten program, bo poziom jest niesłychanie wysoki, jurorzy znają się na swojej robocie i jak to Baron często powtarza 'jest tam więcej talent, a mniej show'. Planuję również swoją przyszłość związać z telewizją w związku z czym już sama wizyta w studio rysowała się dla mnie jako coś niesamowitego. 
Do Warszawy mam kawałek. Spory kawałek. Na szczęście, znalazłam pociąg bez przesiadek, więc, gdy wsiadłam do niego o 5:45, mogłam spokojnie nie robić nic aż do 11:40. Wbrew pozorom, podróż mi się nie dłużyła. Siedziałam w przedziale z chłopakiem, który miał tak dłuuuugie nogi, że wsadzał je pod moje siedzenie i jeszcze mu to zbyt wiele nie pomogło, jakimś biznesmenem, dziewczyną może w moim wieku i starszą panią. Cisza, spokój. Trochę jeszcze pospałam, później czytałam książkę, chyba 30 minut szukałam słuchawek w plecaku (które, jak się okazało już w domu, ciągle były w kieszeni moich spodni)...
Gdy wreszcie dojechałam, nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nogi mi się trzęsły, bez przerwy się uśmiechałam i chodziłam bez celu po dworcu, by wreszcie kupić sobie kawę, usiąść i zjeść coś, co miało być moim obiadem. Później kupiłam bilety na autobus, straciłam 6 zł, bo obsługa szafki na dworcu okazała się być dla mnie zbyt dużym wyzwaniem i wreszcie, poszłam szukać przystanku. Nie wiem, czy wszyscy orientują się, gdzie jest studio ATM. 'Tylko' jakieś 12 km od centrum Warszawy. Ta podróż z kolei dłużyła mi się niemiłosiernie! Nawet stadion narodowy, który minęliśmy po drodze, niespecjalnie mnie ruszył. Gdy w końcu stanęłam przed długo oczekiwanym budynkiem serce zaczęło mi bić trzy razy mocniej. Około godziny 15:00 zaczęli nas wpuszczać. Dostaliśmy skrawek papieru, który był miał robić za bilet i weszliśmy do tego sławetnego korytarzyku, który dość często jest pokazywany w telewizji. I to dopiero w tym momencie miało zacząć się mega długie czekanie. Na szczęście, na miejscu spotkałam się z Ania, Julią, Michasią i Pauliną. Dziękuję dziewczynom, że umiliły mi to parogodzinne czekanie, bo zamiast o 16:00, tak jak było wcześniej mówione, nagrania zaczęliśmy koło 17:30. Ale, ale, czekanie nie polegało tylko na staniu. Na górze jak i nawet gdzieś między ludźmi, można było zobaczyć Maćka Musiała, Marka Piekarczyka czy Marię Sadowską z córeczką :) Oczywiście, wszędzie też byli uczestnicy. Części z nich jeszcze nawet nie znaliśmy, bo odcinki z nimi dopiero czekają na emisję. Nie mogę jednak nie wspomnieć o Michale Grobelnym, który swoim wykonaniem utworu Bruno Marsa dwa tygodnie temu totalnie zdobył moje serce. Gdy stał na balkonie, z dziewczynami zaczęłyśmy mu machać i krótko na migi porozmawialiśmy, haha. :D Kiedy w końcu weszliśmy na salę nagrań, dalej nie mogłam uwierzyć, że to wszystko nie jest snem. Niestety, rozdzieliłyśmy się z dziewczynami i część z nas była po prawej, część po lewej. Z Pauliną i Anią wylądowałyśmy po stronie Marka. Oczywiście, kilka razy musiałyśmy zmieniać miejsce, wreszcie zostałyśmy posadzone na środku drugiego rzędu. Na ringu pojawiła się pani Basia, który uczyła nas nas jak reagować, klaskać i trochę nas rozbawiła. Mega pozytywna osoba. :) 

- Kiedy przerwa na siku? 
- O kolego, jak nie zrobiłeś wcześniej, teraz będziesz mieć problem. 

- Co wy tak klaskacie, jak byście europosła oklaskiwali z prawicy, lewicy czy z jakiegoś centrum?! To jest program rozrywkowy a nie publicystyczny! 
Wreszcie, przyszedł czas na wejście trenerów. Pani Edyta jest taka filigranowa, a przy tym bije od niej duma, pewność siebie, co razem tworzy genialną mieszkankę. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. O tym, że najbardziej czekałam na chłopaków nie trzeba chyba mówić, prawda? ;) 
Zaczęliśmy od nagrania 'niespodzianki'. Co to za niespodzianka, nie napiszę, ale uwierzcie mi, będzie wspaniała! ;) Jeśli ktoś myśli, że wszystko w studio wygląda tak jak w telewizji, że wychodzi para do bitwy po parze do bitwy jest w błędzie. Po każdej bitwie była przerwa na poprawianie makijażu, wywiady z uczestnikami itp. I wtedy zaczyna się zabawa. :) Trenerzy, a szczególnie pani Edyta, co chwilę nucili czy wyklaskiwali jakieś melodie. Im było później, tym było tego więcej, aż wreszcie wszyscy zaczęli śpiewać 'Szła dzieweczka do laseczka'. Nigdy się tak dobrze nie bawiłam przy takich utworach, haha. :D 
Jeśli chodzi o same bitwy, poziom był tak wysoki, że często współczułam trenerom, że kogoś muszą odrzucić, a gdy się okazywało, że niektórych z nich nikt nie chciał ukraść (szczególnie mam na myśli jedną dziewczynę, zobaczycie, jeśli będzie oglądać), miałam ochotę zejść tam do nich i zrobić porządek, haha. Zresztą, przekonacie się sami. Uwaga, lepiej trzymajcie swoje szczęki i majtki, bo mogą spaść! ;p 
Jeśli ktoś wierzy w mity, że zazwyczaj jury różnych programów udaje przyjaciół przed kamerami, a gdy schodzą z wizji żrą się jak afrykańskie gepardy, w TVoP tak nie jest. Chemia między wszystkimi trenerami jest ogromna. Chociażby, gdy nadchodziły dla nich najtrudniejsze chwile i musieli eliminować zawodników, Tomek i Alek trzymali Edytę za rękę, pocieszali ją, a po każdej bitwie wszyscy żywo dyskutowali. Widać, jak bardzo się zgrali :D Wydaję mi się, że w tej edycji trenerzy jeszcze lepiej się rozumieją niż w poprzedniej, chociaż i tam tworzyli niezłą drużynę. 
Wpadki na planie? Tego było mega dużo! Haha, i dobrze, przynajmniej było zabawnie. :D

- Czy oni mogą przestać chodzić? To bieganie za kulisami zajebiście mnie rozprasza. - Marika

- Aha, tego jak stoję nie widać? Czyli mogę stać jak fleja, fajnie. - Marika

- Marek piekarczyk kocha... przepraszam, zapomniałem, chwila. Marek piekarczyk kocha piękne włosy. Czy ja powiedziałem włosy? Marek Piekarczyk kocha piękne GŁOSY. - Tomek Kammel

- ...to wszystko przed nami, a więc do zobaczenia! Zaraz, czy ja się właśnie pożegnałem? To miało być dzień dobry. - Tomek Kammel

- Uczestniczki biegały za Edytą Górniak tak jak ja teraz biegam za tym mikrofonem, ale tylko niektóre mogły znaleźć się w jej drużynie. - Tomek Kammel

- Oh, Marika, myślałem, że już nic takiego mnie nie spotka, ale ty to zmieniłaś. - Marek Piekarczyk

- Czemu mężczyzna między pierwszym a drugim numerkiem się poci? Bo pomiędzy nimi jest lato! HAHAHA - Tomek Kammel

- Tomek, może położyć cię w bezpiecznej pozycji? - pani Basia do Tomka Kammela

- Baruuuś, mógłbyś zająć swoje miejsce? - ktoś z planu do Alka

- Czy ma ktoś coś słodkiego dla Marka? Bo on nam tu nie wytrzyma. - Marysia

- ...to będzie sześć razy osiem... czyli 32! - Maciek

To tylko pojedyncze przykłady, bo śmiesznych sytuacji było naprawdę wiele i mogłabym to cytaty przytaczać do jutra.  Siedzenie w studio, przeżywanie wszystkiego, co się dzieje, obserwowanie pracy tych wszystkich ludzi 'od kuchni' było niesamowite. Jestem pewna, że jeśli tylko Baron i Tomson w kolejnych edycjach również się pojawią, na nagraniach spędzę czas i ja. :D W ciągu jednego dnia spełniłam marzenie, dowiedziałam się kolejnych faktów o sobie i o tym do czego jestem zdolna, poznałam wspaniałych ludzi i znów mogłam spotkać moich idoli. To, co teraz piszę pewnie nawet w pięciu procentach nie oddaje mojej radości. 
Oczywiście, na pociąg o 23:20 nie zdążyłam czyli pierwszy raz w życiu musiałam spędzić noc na dworcu. Przygoda życia normalnie. Dodatkowo, wcześniej, znalazłam się w jakiejś bliżej nie określonej części Warszawy, bo okazało się, że autobus nie jedzie jak zawsze na dworzec, tylko zatrzymuje się wcześniej. Lało, a ja chodziłam i szukałam przeklętego przystanku, a później prawie godzinę na tym przystanku stałam. Dziwię się, że się nie rozchorowałam. 
Na dworcu znalazłam sobie towarzystwo, więc noc minęła mi szybko, a już o 5:00 wsiadałam do pociągu. Większość trasy spędziłam po prostu odsypiając wszystko, dlatego niemal w mgnieniu oka znalazłam się w Poznaniu, gdzie miałam przesiadkę. 
Droga była długa, ale było warto. Nie mogę się doczekać kolejnych wycieczek. :D Jeśli nic nie pokrzyżuje mi planów (daj Boże!) jeszcze w tym roku znów pojawię się w Warszawie, tym razem na koncercie. Ale nie chcę zapeszać. 
Mój uśmiech mówi wszystko, haha.
Relacja dość spora, mam nadzieję, że nie usnęliście. ;) Już za tydzień wybieram się do Poznania do muzeum i teatru, postaram się opisać wrażenia stamtąd. Ostatnio tyle się w moim życiu dzieje, że zupełnie nie mam czasu na wiele rzeczy. Niestety. 

Pięknie się żegnam, 
do napisania, xx

piątek, 23 sierpnia 2013

hello world


Hi. 
Poprzedni blog zaniedbałam. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. 
Teraz będę się pilnować. Mam nadzieję. 
Wracam do pisania o bzdurach z mojego życia, bo lubię.
Kocham, ściskam, całuję.